W późne piątkowe popołudnie 29 lipca chmury zasłoniły niebo i na półtorej godziny przed kolejnym koncertem Boskiego Grania rozpadał się deszcz. Nie był to kapuśniaczek jak poranna mgła, który z pewnymi dolegliwościami można by znosić, ani nie była to gwałtowana burza, która szybko pojawia się i równie szybko znika. Był to mocny, regularny deszcz, który mógł padać kilka godzin, a nawet kilka dni.
Gitarzyści z Tres notas mieli próbę pod scenicznym dachem, a zapobiegliwi akustycy przypięli boczne ściany do namiotu, tak na wszelki wypadek, bo zapowiadano deszcz. Jednym i drugim taka pogoda zupełnie nie przeszkadzała. Każdy jednak pytał: a co z publicznością?
10 minut przed rozpoczęciem koncertu Jan Stachura „ojciec zespołu” zapytał: a co robicie, jak pada? Odpowiedziałem: rok temu robiliśmy transmisje internetowe, ale w tym roku rezygnujemy z tego, jeśli ktoś chce, niech słucha muzyki na żywo. Nagrywamy jedynie fragmenty, by mieć materiał na film podsumowujący Boskie Granie 2022.
Na 8 minut przed koncertem wszystkie krzesła były przewrócone, by na nie, deszcz nie padał. Artyści pytali: ktoś przyjdzie? Z uśmiechem zapewniłem: oczywiście. Mamy wierną publiczność. Na trzy minuty przed koncertem przyjdą. Widziałem wcześniej turystów zwabionych odgłosami z próby, którzy czytali informacje o koncertach na plakatach przed budynkiem, stąd miałem pewność, że ktoś się pojawi. Oczywiście nie spodziewałem się wielkiej widowni: goście z Ukrainy, wolontariusze z Włoch i prenowicjusze, jeśli ktoś z tych grup przyjdzie, to jakieś 20 osób już będzie. Po chwili pojawiła się jedna osoba, potem para i tak chwila po chwili widownia zaczęła się wypełniać. Przyszedł też Prezydent z małżonką, a ja z uśmiechem zażartowałem: a to sobie Państwo dzień wybrali.
Rozpoczęło się. Światła, powitanie, brawa, zapowiedź artystów. Wreszcie weszli na scenę, jak się potem okazało, z obawami, czy się będzie podobało. Chwilę później usłyszeliśmy pierwsze dźwięki, pierwsze szarpnięcia strun i piosenkę All Of Me, po której ze strony muzyków padły wyznania o miłości do gitar oraz gry na nich i to od wielu lat.
Publiczność mogła usłyszeć różne utwory te pochodzące z muzyki filmowej, niezwykłe standardy soulowe, piosenki polskie i zagraniczne, a także takie klasycznie napisane na gitary oraz te, domagające się nowej aranżacji. Jednak łączyło ich jedno, wszystkie zagrane były profesjonalnie i z sercem.
Była też chwila małego wykładu o muzyce, usłyszeliśmy od Jana: Jeśli ktoś z Państwa gra na gitarze albo zajmuje się muzyką, wie, że są różne style. Na różnych kontynentach różnie to wygląda. My lubimy grać na gitarach i zauważyliśmy, że np. w Ameryce mamy blues i jazz, w Europie mamy muzykę klasyczną, we Francji lub Belgii Gypsy jazz, a w Hiszpanii muzykę hiszpańską czy andaluzyjskie flamenco; w Południowej Ameryce bossa-nova i samba itd. Wszystkie te style są niesamowicie ciekawe i inspirujące. Jeśli się gra, to po pewnym czasie chce się jeszcze coś i jeszcze coś. I tak jak widzicie gramy utwory polskie i zagraniczne, stare i nowe. Wszystko nam się podoba, a przede wszystkim podoba nam się granie na gitarach.
Z utworu na utwór publiczność reagowała coraz bardziej żywiołowo. Niektórym trudno było wysiedzieć, bo nogi same wyrywały się do tańca, albo przynajmniej do podskakiwania. Pojawił się nawet mały konkurs na tytuł jednego z najbardziej znanych gitarowych utworów: Tico, tico.
Wreszcie na zakończenie koncertu Tres notas wykonali utwór zatytułowany Bamboleo, a pod jego koniec artyści pobawili się słowem śpiewając w rytmie Bamboleo: salezjanie, salezjanie. Wielkie brawa zakończyły koncert, a na ich tle, wręczając kosz owoców, powiedziałem: kompozycja owoców jest równie egzotyczna, jak to, co oni zagrali na scenie. Dodałem jeszcze myśli, które dotarły do mnie podczas tego wspaniałego widowiska: po tym koncercie mam dla Was trzy wiadomości. Po pierwsze: jestem pewien, że Bóg lubi dobrą muzykę, bo przestało padać. Po drugie: większość z nas kiedyś dotykała gitary, ja bym chciał się jeszcze raz urodzić, by zdążyć, się nauczyć grać tak jak oni. Trzecia rzecz, która mi się skojarzyła to, czy oni nie powinni mieć abonamentu, żeby na każdym Boskim jeden koncert był taki. Co wy na to? Tu rozległy się okrzyki i brawa.
Po zdaniu podziękowania akustykowi i ekipie obsługującej sceny rozpoczęły się bisy. Pierwszy to Volare dedykowany gościom z Włoch. Potem rozpoczęła się krótka lekcja gry na gitarze i zabrzmiało We Will Rock You, W murowanej piwnicy, Gdybym miał gitarę, aż wreszcie Małgosia na swoim basie zagrała pierwsze nuty z Wehikułu Czasu Dżemu, poproszono kogoś chętnego do śpiewania, na scenę wbiegła Marta, animatorka z Oratorium. Zabawa rozpoczęła się na dobre. Koncert przedłużył się już o 30 minut i kiedyś musiał się skończyć.
W chwile po kolejnym pożegnaniu, kiedy artyści pakowali instrumenty, zabrzmiał utwór Marka Grechuty Dni, których nie znamy, objęci ramionami Włosi, Ukraińcy i Polacy kołysali się w rytm muzyki. Nie ważne było, że tylko Polacy śpiewali i rozumieli tekst, ważna była ich bliskość i wspólnota, która powstała.
Tak zakończył się kolejny koncert Boskiego Grania, tej poniekąd ulicznej muzyki napełniającej dźwiękami miasto. Salezjańskie podwórko i miejski rynek zostały upiększone dźwiękami muzyki i rozjaśnione szlachetnymi myślami słuchaczy.
Dariusz Bartocha sdb
Foto: Małgorzata Płaczek, Zbigniew Michura
Tres Nota wystąpili w składzie:
Małgorzata Stachura – gitara basowa
Jan Stachura – gitara klasyczna
Grzegorz Górniak – gitara klasyczna
Utwory wykonano w kolejności:
All Of Me,
Volare,
Something Stupid,
Don Juan,
I Feel Good,
Autostop,
Uciekaj moje serce,
I Will See You In My Dreams,
Tico-Tico,
Dni, których nie znamy,
Nunca vas a comprender,
Baila Me,
Autumn Leaves,
Tres notas,
Mission Impossible,
Bamboleo
Czytaj więcej na: salezjanieoswiecim.pl